Recenzja filmu

Mroczny Rycerz (2008)
Christopher Nolan
Christian Bale
Heath Ledger

Dwie twarze mrocznego rycerza

Batman, Człowiek-Nietoperz, Mściciel z Gotham, Mroczny Rycerz zyskał wielu fanów i naśladowców, ale także i przeciwników. W mieście pojawiają się ludzie w podobnych mu kostiumach, nie są jednak
Batman, Człowiek-Nietoperz, Mściciel z Gotham, Mroczny Rycerz zyskał wielu fanów i naśladowców, ale także i przeciwników. W mieście pojawiają się ludzie w podobnych mu kostiumach, nie są jednak tak profesjonalni jak on, ani nie mają odpowiedniego ekwipunku. Jak stwierdza sam zainteresowany: "Ja nie noszę ochraniaczy hokejowych". Mija rok, odkąd Batman uratował Gotham przed ludźmi Ra's Al Ghula. Miasto ciągle ma problemy z Jonathanem Cranem, jak i z Maronim, następnym po Falconie, szefem mafii. Jednak prawdziwe kłopoty zaczynają się, kiedy na przestępczą scenę wchodzi Joker. Batman razem z komisarzem Gordonem i prokuratorem Harveyem Dentem muszą połączyć siły, zaufać sobie nawzajem, by złapać tego geniusza zbrodni. Ale czy można ufać osobom, z których każda nosi maskę i prowadzi sprawy na własną rękę? Każdy chyba mi przyzna, że jest to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku. Udany obraz o Batmanie Nolana zaowocował kontynuacją. Do tego śmierć aktora odtwarzającego jedną z głównych ról oraz wyśmienite zwiastuny zapewniły "Mrocznemu rycerzowi" rozgłos na wiele tygodni przed premierą. Oczekiwania były ogromne, ale i obsada świetnie dobrana, która jest w stanie stworzyć kreacje na najwyższym poziomie. A jak to wyszło w praktyce? Na początek dostajemy napad na bank. Nie jest to jednak rabunek, gdzie mamy przestępców, którzy kradną dużą forsę, po czym uciekają, by zaszyć się w swojej kryjówce i podzielić łupy. Ten skok to dowód, że wśród przestępców nie ma żadnych reguł. A maski, które noszą, ukrywają ich prawdziwe oblicza i intencje nawet przed nimi samymi. I tak jest już do końca - zabawa w policjantów i bandytów bez wyraźnego podziału na dobrych i złych, tylko na prawdziwą oraz ukrywaną twarz każdego uczestnika tej rozgrywki. Gotham nie jest czarno-białe, jak w westernach. Nie są to też odmiany szarości, jak zdarza się w niektórych filmach. Jest mroczne, prawie czarne. Fabuła koncentruje się, jak już wspomniałem, na próbie połączenia sił przeciwko Jokerowi, oraz na grze tego ostatniego, w jaką wciąga ścigających go. Joker postanawia pokazać Gotham, że obrońcy miasta nie są tak naprawdę bohaterami, za jakich się ich uważa. Chce udowodnić światu, że każdy jest zdolny do popełniania przestępstw, kiedy ma przed sobą wybór, którego skutki mogą być albo brzemienne w konsekwencjach, albo niemoralne. Brawa dla scenarzystów za wymyślenie wielu elementów tej gry. Nowy Joker lubi zaskakiwać - zabijanie naśladowców Batmana, akcja z promami czy palenie mafijnych pieniędzy. Jego zachowanie nie podlega utartym wcześniej przez kino schematom. Sama jego postać jest bardzo ciekawa. Elektryzowała ludzi, jeszcze kiedy w sieci dostępne były tylko zwiastuny. Nie sposób uniknąć porównań Ledgera do kreacji Nicholsona sprzed lat. Ja już porównałem i wyciągnąłem wnioski - to jest zupełnie inne od tej postaci podejście. Groteskowy Joker był najlepszym przeciwnikiem gotyckiego Gotham Burtona, a psychopatyczny Joker jest najbardziej wyrazistą postacią brudnego Gotham Nolana. Przykuwa uwagę już od pierwszej sceny, w której się pojawia... No, może od drugiej, kiedy to pojawia się na spotkaniu przywódców przestępczego światka. Sposób mówienia, naturalność (o ile można mówić o naturalności u faceta w fioletowym garniturze, z zielonymi włosami i makijażem na twarzy) oraz pewność siebie i szczerość ("Czy ja wyglądam na kogoś, kto działa według planu?") z jaką prowadzi rozmowy z bossami, jest świetna. Ma też swoiste, idealnie pasujące do jego niezrównoważonego charakteru, poczucie humoru. Magiczna sztuczka z ołówkiem jest wręcz miażdżąca. Po niej zyskuje przychylność widzów na dobre. Intryguje już do samego końca. Jakieś minusy? Dwa. Pierwszy to zakończenie jego wątku. Spodziewałem się czegoś ciekawszego. Drugi to wrażenie, że momentami było go za mało, zwłaszcza podczas pościgu za ciężarówką przewożącą Harveya Denta. Sądzę jednak, że przyczyną tego była przedwczesna śmierć Heatha Ledgera, przez którą nie było już szans na dokręcanie i poprawianie scen. Szkoda, wielka szkoda, bo ta postać miała potencjał na jedną z najlepszych kreacji w historii. I tak się w niej zapisze, ale uważam, że mogłoby być lepiej. A teraz o innych, bo przecież "Mroczny rycerz" to istna para gwiazd w Gotham. Na przystawkę dostajemy Williama Fichtnera (znany z ról m.in. w "Armagedonie" i "Skazanym na śmierć"). Co prawda gra tylko epizod, ale na tą krótką chwilę przyciąga uwagę. Christian Bale jako Mściciel z Gotham jest najlepiej dobranym aktorem. O niebo lepiej, niż sam Michael Keaton (do kreacji Keatona nic nie mam, zagrał porządnie). Co można o nim jeszcze powiedzieć, jeśli nie ma się żadnych zastrzeżeń do jego gry? To samo, co o innych, Michaelu Caine'ie, czy Morganie Freemanie - jak zwykle wysoki poziom aktorstwa. Gary Oldman ciut lepiej, już nie gadał tylko, poprawiając sobie okulary, ale to też zasługa scenariusza, bowiem jego rola została rozbudowana do roli pierwszoplanowej. Dwójka aktorów, o której jeszcze warto wspomnieć, to Maggie Gyllenhaal i Aaron Eckhart. Maggie poradziła sobie z rolą, pomimo że dopiero w tej części dołączyła do obsady. To, co miała zagrać, zagrała i kropka. Wyrazistszy na pewno był Aaron jako Harvey "Dwie Twarze" Dent. Sprawnie działający, ambitny prokurator, wykreował postać, w której widać, że ma sprecyzowane plany na życie... Przynajmniej do wypadku. Od chwili poparzenia jest to zupełnie inny człowiek, ma zupełnie inną twarz, dosłownie i w przenośni. Trochę żałuję, że scenarzyści nie poprowadzili wątku Harveya w trochę innym kierunku, ale przynajmniej dostaliśmy coś świeżego. To teraz o wizualnej stronie filmu. Gotham nie zmieniło się zbytnio od pierwszej części, może tym razem nie ma tylu ujęć w biedniejszych dzielnicach, a ulice prezentują się czyściej. Ciągle to jest gigantyczna metropolia. Podobnie z pokazanym w filmie Hong Kongiem. Bardzo podobne, idealne do lotów nietoperza między drapaczami chmur. Zdjęcia są bardzo dobre, oddają to, co mają. Najczęściej pokazuję efektowne lądowania Batmana, czy wybuchy w filmie - Tych było sporo. Kaskaderskie efekty przypominają te znane z serii "Mission Impossible". Załapanie się z wieżowca do lecącego samolotu, rozbicie Lamborghini czy przewrót tira o sto osiemdziesiąt stopni do przodu - popisy niemożliwe, ale... Kto powiedział, że niemożliwe rzeczy nie prezentują się dobrze na dużym ekranie? Muzyka w filmie stoi na odpowiednim poziomie, w końcu jednym z kompozytorów był Zimmer. No właśnie, Hans Zimmer. Geniusz muzyczny, który ma na swoim koncie ścieżki muzyczne z "Gladiatora", "Króla Lwa", czy "Twierdzy". Od niego można było spodziewać się czegoś więcej. Osobiście liczyłem na wpadający w ucho motyw przewodni, który towarzyszyłby Jokerowi. Niestety, nic nowego nie dostałem. Ktoś, kto zna muzykę z "Batmana - Początku", zna i tą z "Mrocznego rycerza" - wpleciony w pościgi kawałek "The Chase" z pierwszej części jest świetny, ale można było postarać się o coś nowego. Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o drugiej twarzy "Mrocznego rycerza", tej mniej chwalebnej. Zwiastuny, wiadomości, pierwsze opinie i recenzje wyostrzyły mój apetyt na ten film. Oczekiwałem obrazu przełomowego, perfekcyjnego do bólu i dopracowanego pod każdym względem. Niestety, muszę powiedzieć, że w tym obrazie znalazło się kilka minusów. Pierwszy, to naiwność niektórych scen. Bardzo rzadko, ale się zdarzała. Przykład? Cela na posterunku, jeden z więźniów dostaje jakiegoś ataku. Policjanci wchodzą do środka, zaczynają sprawdzać, czy żyje, odpinają jego koszulę i pod skórą widzą zaszyty jakiś prostokątny kształt. Zamiast domyśleć się, że to ładunek wybuchowy, patrzą po sobie pytając "Co to jest?". Kolejnym elementem, który nie przypadł mi do gustu, są nowe zabawki Batmana. Odczyty z sonaru momentami były zbyt chaotycznie pokazane, a motor Mrocznego Rycerza nie podobał mi się tak samo, jak Batmobil w poprzedniej części (chociaż do tego ostatniego już przywykłem i nawet uważam to autko za praktyczne). No i ostatnia z wad, chyba najbardziej drażniąca... Twarz Harveya Denta. Poparzenie, które całkowicie spaliło ucho ze wszystkimi chrząstkami oraz powieki na lewym oku? Ktoś chciał, żeby ta zmasakrowana twarz wkomponowała się w nieestetycznego "Batmana", ale wyszło to beznadziejnie. Jeśli filmy Nolana mają być bardziej prawdziwe i wiarygodne, to nie powinno być mowy o szklistym oku na powierzchni ciała. Kilka godzin na powietrzu i pan Dent nie widziałby, bo bez powiek oko by mu wyschło... A wystarczyło zostawić powiekę lub całkowicie je spalić. Podsumowując, dostaliśmy świetny film o Batmanie. Świetny, ale mogło być lepiej. Kto wie, może bez tej całej kampanii promocyjnej, gdybym poszedł do kina obejrzeć film i dopiero wtedy się zachwycił, doceniałbym go bardziej? Kilka felerów zepsuło jego szansę bycia jednym z najlepszych filmów, jakie powstały. Do tej historii o bohaterach Gotham Nolan dorzucił morał: Każdy może pokazać światu dwie różne twarze, dobrą, oraz złą. Nawet jeśli ta zła weźmie nad nim górę, czasami warto pamiętać o tej dobrej, inaczej pogrążyłoby się w rozpaczy i samemu miało złą. I tak właśnie chciałbym pamiętać ten film - Jako rewelacyjny, pomimo kilku wad i kilku rozczarowań.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Postać Batmana po raz pierwszy pojawiła się w komiksach z 1939 roku. Mimo swego sędziwego wieku, wciąż... czytaj więcej
Co jest grane? Ano film. Film bijący rekordy popularności, który strąca z podium dotychczasowych kasowych... czytaj więcej
Film Christophera Nolana na długo przed wejściem do kin został uznany za najgorętszą premierę tego roku.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones